26/07/2012

Evolution Championship Series 2012

Sporo czasu mineło od zakończenia EVO2012. Największy turniej bijatyk co roku rozgrywany w Stanach – w 2012 cała impreza miała miejsce w Las Vegas w Ceasars Palace. Miałem przyjemność uczestniczyć w tym turnieju także zapraszam do przeczytania mojej relacji.

Zaczne od prostego zdania – Las Vegas to okropne miasto. Wielka kupa plastykowego g*wna pośrodku pustyni. Oglądanie tego miasta na trzeźwo grozi mdłościami. Gdyby nie EVO i fakt, że z Las Vegas wyjeżdzają fajne wycieczki (np do Hoover Dam czy Wielkiego Kanionu) to 6 dni zostałoby zmarnowanych. Poniżej kilka zdjęć:

Flamingo Hotel

Flamingo Fountain
Ceasars Palace
Wracając do EVO – rejestracja przebiegła bez żadnego problemu. Jako, że zapisałem się zbyt późno to niestety nie otrzymałem badge'a – troche szkoda, ale za to każdy uczestnik otrzymał koszulkę z logiem EVO oraz MadCatz. Brak badge'a oznaczał również to, że w dniu finałów nie będę mógł oglądać eventu w sali głównej. Strasznie słaba sprawa mając na uwadzę ilość przebytych kilometrów... co więcej gdy zapytałem o jakąś rozpiskę kiedy chodzi o grupy itd. dowiedziałem się, że jest to dostępne w internecie za pośrednictwem aplikacji na smartphone'y... "which you obviously don't have" – thank you!  

Cosplay

Po rejestracji pokręciłem się po głównej sali. Rozstawione zostały stanowiska ze sprzętem (w tym sklep MadCatz) oraz z grami. Wyrózniał się DiveKick z dużym TV oraz charakterystycznymi kontrolerami. 

DiveKick Hype
Co zrozumiałe Capcom mocno znaznaczył swoją obecność – kilka stacji układających się w "Capcom history lane" z SSFIIT HD Remix, MvC, SFIII oraz SFIV.  

Capcom Lane
Namco udostępniło stanowiska z Tekken Tag Tournament 2 podczas gdy NetherRealm pokazało Injustice czyli nową bijatykę w całości opierająca się na postaciach z universum DC.

Injustice


Prezentacja Injustice
Warto także wspomnieć o Playstation All Stars Battle Royale. Czyli odpowiedzi ze strony Sony na Smash Brothers. Ciekawi mnie jak takie podejście twórców wpłynie na popularność gry. Smash Bros. raczej grubą kreską odcina się od Fighting Games Community, a nowy twór Sony najwidoczniej chce przyciągnać do siebie szerokie spektrum graczy.  

Playstation All Stars Battle Royale
Kilka godzin rozglądania się i w końcu przyszedl czas na moją grupę w SFIV:AE2012. Tutaj muszę wrócić jeszcze do sprawy rozpiski. Ja rozumiem, że 90% ludzi to byli obywatele US dla ktorych odpalenie smartphone'owej aplikacji i polaczenie sie z netem przez telefon to zaden problem. Ale jednak jakies rozpiski tradycyjne by sie przydaly. Trzeba bylo po prostu chodzic w kolo zeby znalezc te stanowiska na których grali bardziej slawni gracze żeby coś podpatrzec.

Combofiend i Poongko
Muszę przyznać, że byłem strasznie zdenerwowany przed pierwszą walką, ale miałem o tyle szczęście, że gracz na którego trafiłem kompletnie nie wiedział co robi. Moim przeciwnkiem był Fredouken grający Adonem. Bardzo łatwa walka która bardziej przypominała potyczki online z początkującymi graczami niż walkę na EVO – wygrana 2:0. Kolejnym przeciwnikiem był Vangief który grał... Giefem. Drabinka online: (link).

Walke z operatorem Giefa przegralem i to solidnie – 0:2. Mój przeciwnik grał bardzo agresywnie i nie dałem rady uspokoić gry. Spadłem do drabinki przegranych gdzie od razu trafiłem na Shazide.... czyli kolejny gracz mainujący Zangiefa. Do czasów SSFIV lubiłem ten matchup i grałem z masą Giefów – później zmiany w AE sprawiły, że to ogranie gdzieś znikneło. Na moje szczęście Shazida grał stylem który bardziej mi odpowiada i całe rundy rozgrywane były raczej spokojnie. Koniec końców poległem po kilku dropach prostych kombinacji. Set zakończył się wynikiem 1:2 dla Shazidy i końcem rywalizacji dla mnie. Niestety po części mogłem się tego spodziewać po ponad miesięcznej przerwie kiedy chodzi o granie w SFa – z drugiej strony bardzo szybko przestawiłem się na tryb "widza" i cieszyłem się resztą EVO obserwując rywalizacje czy grając freeplay'e.

Dwójka graczy która mnie wyeliminowała - po prawej Shazida po lewej Vangief
W mojej grupie bardzo solidnie kosił Min – grając głównie Hondą, ale od czasu do czasu wybierał także T.Hawka. Moich dwóch przeciwników czyli Shazida i Vangief spotkali się w drabince przegranych (Gief vs Gief) – walka zakończyła się przegraną Vangiefa.  

Skoro o freeplay'ach już mowa to szkoda, że było tak mało stacji do gry. Czas głównie spędzałem przed stanowiskiem Capcomu gdzie kolejki były długie (ktoś mówił, że SFIV umarł?) i grało się jednego lub maksymalnie dwa sety. Poniżej zdjęcie samochodu tuningowanego na życzenie Capcomu.

No ok...
Oprócz podglądania graczy przy stanowiskach ciekawsze pary zawodników wyciągano na główną scenę. Byli to z reguły znani gracze – często grający z zupełnie randomowymi przeciwnikami. Myślę, że dla osób które się załapały to było to fajne przeżycie. Chociaż niektórzy wyglądali jakby najchętniej odłaczyli kontroler i schowali się w tłumie :)

Goo-oo-tecks!
Pierwszy dzień minął bardzo szybko. Kolejny upłynął głównie pod znakiem UMvC3. Nie jestem wielkim fanem tej serii, ale hype publiczności zdecydowanie mi się udzielał. Poniżej kilka zdjęć wliczajac zeszłoroczną sensacje turnieju – Noah. Małolat miał za sobą całą salę i chociaż przegrał swoją walkę to publiczność dopingowała tak jakby to był finał rozgrywek.

Noah - hype master
Tutaj mała uwaga – w czasie w którym byłem w Las Vegas padł rekord temperatury i termometry pokazały 116 stopni – co przekłada się na ok 46 stopni Celsjusza. Dzień był dla mnie mało rozrywkowy także nadrabiałem zaległości w poznawaniu amerykańskiego piwa. Piwo mają iście szczynowate, ale nie uwzględniłem faktu, że w takich okolicznościach przyrody łatwo się odwodnić. Skończyło się to mega bólem głowy, ale nie powstrzymało mnie to przed pojawieniem się z samego rana na finałach.

Stream is dead!
O ile wcześniej nie przejmowałem się faktem, że finały przyjdzie mi oglądać w "stream roomie" tak gdy usiadłem na krześle i zacząłem oglądać finały Soul Calibur V w towarzystwie dosłownie garstki ludzi to jednak wkurwienie trochę dało się we znaki. Wejścia do głównej sali były zamknięte oprócz jednego przy którym stał ochroniarz sprawdzający identyfikatory. W stream roomie obejrzałem jeszcze finały Mortal Kombat po czym moja żonka przy okazji wizyty do sklepu poszła sprawdzić jak wygląda sprawa przy głównej sali. Im bliżej finałów KOF, Marvela i SFa zaczeło się pojawiać coraz więcej ludzi. Magda dostała się do środka przez jedne z wcześniej zamkniętych drzwi (ktoś kto wychodził z sali otworzył je od środka). Zadzwoniła do mnie mówiąc żebym szybko podbiegł pod główną salę bo drzwi zaraz się zamkną. Nie wiedziałem że rozmawianie przez telefon po polsku może tak onieśmielać ochronę bo nikt mnie nie zatrzymał gdy przeszedłem przez barierki i zacząłem szukać uchylonych drzwi :) Wszedłem do środka i ścisłe finały mogłem oglądać na głównej sali – i to wszytko dzięki mojej żonce także z tego miejsca bardzo Ci dziękuje kochanie :)

Main Ballroom - finaly Virtua Fightera
Szybko mineły finały Virtua Fightera i rozpoczął się King of Fighters. Duzy hype wśród publiki zwłaszcza latynosów. KOF jak wiadomo cieszy się wielką popularnością w Meksyku. Co prawda sala nie była wypełniona, ale tłum zebrany pod sceną robił dużo hałasu. Na początku było bardzo fajnie, ale sety w KOFie są naprawdę dłuuuugie i pod koniec byłem po prostu znudzony.  
Wszyscy czekali na Marvela i gdy nagle na scenie pojawiła się ekipa od Tekkena prezentująca nowe postacie oraz gameplay TTT2. Tłum dobitnie dał do zrozumienia, że nowa gra Namco nie może liczyć na wielki support w Stanach i obok prześmiewczych komentarzy pojawiło się także buczenie.

Seth - FGC hero

W końcu rzyszedł czas na Marvela i nagle cała sala wypełniła sie widzami. Było tak dużo ludzi, że turniej został przerwany na dobre 30 minut ze względu na reakcje ochrony która domagała się "udrożnienia dróg ewakuacyjnych" – mówiąc wprost ludzie siedzieli przy drzwiach, przejściach itd. blokujac wyjścia ewakuacyjne.
Przy finalach publika co chwila zrywała się z siedzeń – hype był ogromny i widać było, że dla większości to właśnie MvC jest main eventem. Ja cierpliwie czekałem na finały Street Fightera.

Mahvel Babee!
Rozgrywki SFIV były dla mnie jedynym powodem przyjazdu na EVO i bardzo sie cieszyłem mogąc ogladać TOP8 na żywo. Masa zróżnicowanych postaci, tempo które przy KOFie wydawało się super-szybkie no i absolutna dominacja Akumy Infiltration były dla mnie pięknym zwieńczeniem wieczoru. Podeszliśmy bliżej sceny podczas ceremonii wręczenia nagród, a sala dość szybko opustoszała.

SF TOP!
EVO to zdecydowanie największy turniej bijatyk na świecie. Nie mówie tutaj o liczbie uczestników czy ilości reprezentowanych krajów. Chodzi raczej o atmosfere i fakt, że przez trzy dni masa ludzi zbiera się w jednym miejscu żeby pokazać swoją pasję do fighting games. Zaimponowało mi to, że przy tak dużym evencie opóźnienia były praktycznie bez znaczenia. 

Infil-demon-tration
To co mnie negatywnie zaskoczyło to fakt, że na głównej sali nie było słychać streamu – nie wiem czemu zdecydowano się na takie rozwiązanie bo jednak komentarz na streamie był świetny. Druga sprawa to wspomniany już wcześniej brak "tradycyjnych" rozpisek. Miałem problemy z roamingiem, a co dopiero mówić o ściąganiu aplikacji na telefon.  

Tak czy inaczej EVO to wydarzenie w którym warto wziąć udział – niestety mając na uwadzę ceny biletów to zdecydowanie nie opłaca się przelot do Stanów wyłacznie na turniej.

Na koniec zamieszczam mini galerie zdjęć z cyklu "sandał + skarpeta" – nikt mi nie wmówi, że to Polska specjalność! Jako bonus na sam koniec zdjęcie na którym własnoręcznie dotykam Duppy!





uwaga na następnym zdjęciu dotykam Duppy!



I na koniec dla chłopaków z backdasha - rodzice Poongko!


3 comments:

  1. Super, super, zazdroszczę wyprawy! Teraz top US musi zjawić się na Bursie następnej, nie ma innej opcji:)

    Wacho

    ReplyDelete
  2. Po prostu mega wyprawa. Świat gier komputerowych jest niesamowity.

    ReplyDelete