04/05/2010

Yakuza 3

   W ciężkich bólach Yakuza 3 wyszła w końcu spod bezpiecznej japońskiej pierzyny (gdzie seria jest ogromnie popularna) i teraz także gracze w US i Europie mogą zagłębić się w świat zorganizowanej przestępczości, ulicznych walk i... klubów karaoke. Pytanie tylko czy przez ten rok gra się nie zestarzała?
 


 
   Na starcie muszę się przyznać, że nie miałem okazji zagrać w drugą część Yakuzy – tak, że grę recenzuję z perspektywy pierwszej odsłony. Możliwe jest więc, że pewne rzeczy postrzegane przeze mnie jako „nowości” w serii – mogły się pojawić już drugiej części. Z tego też powodu ucieszyło mnie to, że twórcy załączyli w miarę krótkie filmowe podsumowanie fabuły.

  W grze po raz kolejny wcielamy się w Kazume Kiryu – byłego członka Yakuzy, którego umiejętności walki obrosły legendą. Kazuma odszedł na zasłużoną emeryturę i zamienił zatłoczone Tokio na słoneczną Okinawę, gdzie wraz z Haruką (znaną z poprzednich części) prowadzi sierociniec. Oczywiście jak to bywa w japońskich filmach o Yakuzie – sprawy nieco się komplikują i nasz bohater po raz kolejny będzie musiał wykorzystać swoje pięści by pomóc swoim podopiecznym oraz przyjaciołom.




    Pomimo tego, że Yakuza określana jest jako „japońskie GTA” czyli przedstawiciel tzw. „sandbox-ów” to bliżej jej do brawlera czy „chodzonej bijatyki”. Przemierzając ulicę Okinawy jak i Tokio co rusz jesteśmy zaczepiani przez zbirów, lumpów, członków gangów czy yakuzy. Te uliczne, przypadkowe walki są głównym elementem gry, ale jednocześnie Yakuza oferuję bardzo filmową fabułę – jeśli lubicie japońskie filmy o Yakuzie to gra SEGI jest dla was. Sporo brutalności, romansu, nieco ckliwych momentów, honor i zemsta oraz odwieczne starcie „starej szkoły” z „teraźniejszością”.

    Kiedy chodzi o walkę to Kazuma ma w swoim arsenale kilka podstawowych ciosów i chwytów. Oczywiście zdobywając doświadczenie oraz wykonując sub-questy zdobywamy nowe umiejętności. Charakterystyczną cechą ulicznych pojedynków jest wykorzystanie otoczenia. Nasz bohater może podnieść stojącą obok donicę, szyld reklamowy, butelkę czy rower i użyć go jako broń. Oczywiście przeciwnicy mogą zrobić dokładnie to samo. Dodatkowo dzięki paskowi Heat (który odzwierciedla coś na kształt „szału bojowego”) gracz może wykorzystać jeden z kilkudziesięciu ciosów specjalnych – z reguły są to brutalne lub akrobatyczne „wykończeniówki” zabierające masę energii przeciwnikowi. Ogólnie prosty i intuicyjny system walki w praktyce daje ogromne możliwości, zwłaszcza kiedy uwzględnimy rozwój postaci, wykorzystanie broni oraz otoczenia.

    Graficznie gra wypada poprawnie – brak tutaj wodotrysków, a przy przejściach między scenkami CG i właściwą grą „przeciętność” grafiki jest uwydatniana. Śmiem twierdzić, że gra pod względem prezentacji jednak się zestarzała.
Lepiej jest z dźwiękiem – odgłosy miasta, gwar tłumu, muzyka (w tym karaoke) tworzą fajną całość. Dialogi zachowano w oryginalnej formie z dołączonymi angielskimi podpisami.
Gra wymaga instalacji – i o ile nie uświadczyłem żadnych spowolnień w animacji itd. To jednak czas loadowania poszczególnych lokacji negatywnie mnie zaskoczył – po dłuższym czasie gry ekran „loading” staje się uciążliwy.

   Jak wspomniałem wcześniej cała gra toczy się wokół walki – zdecydowana większość sub-questów (a jest ich masa) w pewnym momencie wymaga od nas wykorzystania pięści. Oprócz tego możemy pochodzić na randki, bawić się w klubach karaoke, odwiedzać bary i restauracje, przepuścić trochę kasy w grach hazardowych czy w końcu grać w darta i bilard. Uwierzcie mi, że mnogość misji pobocznych i mini-gierek sprawia, że bardzo łatwo jest odejść od głównego wątku.




    Jak zapewne wiecie – anglojęzyczna wersja Yakuzy różni się od wersji japońskiej. Otóż gracze w Stanach czy Europie nie mogą odwiedzać hostess barów ani salonów masażu – jeśli graliście w poprzednie części wiecie, że pracujące tam dziewczyny były ozdobą gry. Był to lekko erotyczny element rozgrywki – służący za dodatkowe źródło sub-questów. Niestety hostessy zostały usunięte w wersjach przeznaczonych na rynek US i UE. Sega jako oficjalny powód podaje brak czasu na tłumaczenie – co wydaje się być dziwnym argumentem zważywszy na to, że minął rok od premiery w Japonii, a całe tłumaczenie odbywało się wyłącznie na poziomie tekstu (żadnego nagrywania głosów itd.)... Niby nie jest to jakaś wielka strata, ale z drugiej strony cierpi na tym też właściwa gra – niektóre questy są po prostu niewykonalne.  




   Zauważyliście, że słowo „walka” pada bardzo często w tej recenzji? Jest to chyba największy problem Yakuzy – monotonia. Kiedy po raz 100 przy zwykłej próbie przejścia z punktu A do punktu B zaczepia was ktoś na ulicy rozpoczynając bójkę to ciężko być tym faktem podekscytowanym. Najgorsze jest to, że jest bardzo duża dysproporcja pomiędzy walką ze zwykłym mięsem armatnim, a walką z bossami. Zwykli przeciwnicy nie zmuszają gracza do kombinowania czy wykorzystania specjalnych umiejętności (chyba, że dla frajdy) podczas gdy potyczki z bossami bywają wręcz absurdalnie trudne (jeśli nie wykorzystujecie zaawansowanych technik).

    Podsumowując – cieszę się, że Yakuza 3 w końcu opuściła granicę Japonii. Jest to niebywała gratka dla lubiących klimaty Yakuzy jak i kulturę Japonii. Z tym, że czas nie działał na korzyść tego tytułu i dodatkowe ocenzurowanie „erotycznych” elementów gry raczej nie pomogło. Gracze którym podobały się poprzednie części będą zadowoleni – pozostali będą musieli poradzić sobie z dającą się we znaki monotonią i powtarzalnością.




+ widowiskowy uliczny brawler
+ mocno filmowa fabuła
+ ogromna ilość sub-questów i mini-gierek




- niezbyt „świeża” prezentacja
- monotonia i powtarzalność
- brak hostess barów

ocena końcowa: 7

1 comment:

  1. Szkoda tych hostess barów... Traci na tym klimat gry, bo to w końcu część świata yakuzy.

    ReplyDelete